Gdy przypadkiem raz napiszesz prawdę…

Gdy przypadkiem raz napiszesz prawdę…

Myślałem, że „ulotka za miliard złotych” była szczytem hipokryzji i głupoty ze strony Związku Zawodowego „Jedność”: oderwanie od rzeczywistości i obietnice z palca wyssane; wciskanie wszystkim, że zarabiamy po 14 tysięcy złotych miesięcznie! Po co? Dla kogo? Dlaczego? Pytania pozostawały bez odpowiedzi.

Po lekturze najnowszego biuletynu „Jedności” zgłupiałem już jednak całkowicie. To niemożliwe, pomyślałem! W ręku mam pismo ZZ „Jedność”, a w środku tekst reklamujący… NSZZ „Solidarność”. Czyżby koledzy z „Jedności” byli podstawieni? Może to fałszywka? Jednak nie, napisali to sami. Po co? Przecież nikt przy zdrowych zmysłach takiej darmowej reklamy swoim konkurentom nie robi. Nikt nie jest na tyle głupi, by o swojej słabości pisać tak otwarcie. Czy nikt z nich nie przeczytał tego biuletynu przed publikacją?

Koledzy przyznają otwarcie, że są słabi, że nic nie znaczą, nic nie potrafią, nic nie umieją i są całkowicie bezsilni. Czterostronicowa lektura pełna jest użalania się nad sobą, nad własną miernością i niemocą. Postawione tam pytanie – spółka węglowa czy związkowa? – nie zostało jednak postawione właściwie. Ono powinno brzmieć: czy istnienie „Jedności” ma dalej jakikolwiek sens? Bo jeśli związek zawodowy nie potrafi powalczyć o swoich członków, pomóc im w uzyskaniu zgody na przeszeregowanie, szkolenie czy zmianę oddziału, to jego rola rzeczywiście ogranicza się do bycia biurem podróży. I nawet brylowanie w Hummerze przed bramą kopalni tego nie zmieni.

Płacz o to, że nikt nie chce z nimi rozmawiać i nikt nie słucha ich postulatów najlepiej oddaje kondycję „Jedności” w jej 10. urodziny. Niemoc i żenada. Ale żeby się z tym tak publicznie obnosić? Nawet najsłabsze ogniwa naszej sceny politycznej nie są tak głupie, by przyznawać się do porażki i do tego, że nie warto na nich głosować. Tak się po prostu nie robi. Mamy publiczne przyznanie się organizacji związkowej do tego, że członkostwo w niej ogranicza się do otrzymywania SMS-ów, jak to jest źle, jak bardzo deptana jest godność jej liderów, że JSW nie jest normalną firmą, bo oni nią nie rządzą… Tego jeszcze nie grali. Chyba tylko świąteczna zrzuta na Mateusza K., niegdyś przywódcy KOD-u, była bardziej żałosna.

Wiadomo, że nawet najsłabszy kanapowy związek zawodowy na kopalni pręży muskuły, udaje potęgę, a na pewno nie rozpowiada wszem i wobec o swojej żałosnej sytuacji, tak jak zrobiła to „Jedność”. Być może autorom biuletynu wydawało się, że zwyczajowo pokąsali wszystkich wkoło, objawiając przy tym światu niestworzone tajemnice i grzechy „betonu związkowego”… Nawet jeśli im się wydawało, tak naprawdę obnażyli realną pozycję swojego związku zawodowego w strukturach JSW.

Atakować „Krzysiów-misiów” łatwo, rzucać oskarżenia bez pokrycia – też, ale wykazać się jakimś sukcesem, choćby najmniejszym – już nie: nie mamy w Radzie Nadzorczej żadnej przychylnej nam osoby, to poplujemy na nich, że są antyrodzinni i mają „gdzieś” ludzi z tej kopalni. Ciekawe, czemu w ciągu 10 lat swojego istnienia zrazili do siebie tyle osób, że nikt w Radzie Nadzorczej JSW nie chce mieć z nimi nic wspólnego? Zapewne powiecie, że budowanie pozycji w organach nadzorujących JSW nie jest rolą związku zawodowego. Ale do Rady dostają się również członkowie z nadania załogi, więc trzeba zrobić wszystko, co możliwe, by wybrano takie osoby, które o tę załogę będą później walczyć, a nie obrażać się na wszystkich i wszystko.

Związkowcy z „Jedności” sami postawili się w roli takiego klasowego podjudzacza, dla którego jego słaba pozycja nie jest efektem jego dokonań, ale działań wszystkich innych. Nigdy jego. Wniosek? Wszystkich wokół należy zniszczyć, ale samemu od siebie – broń Boże! – cokolwiek dać. I tak od lat. Biuletyn za biuletynem, oflagowanie, referenda, groźby, opluwanie innych związków, antagonizowanie załogi… 10 lat działalności – szmat czasu – a pozycja bez zmian. Efektów brak, za to winnych tej sytuacji – cała masa. Firma jest nienormalna, bo nie ich. Apelują, by Zarząd był apolityczny, bo w obecnym rozdaniu jest mocno nieprzychylny właśnie im. Za kim lub za czym, w takim razie, tęsknią? Za Zagórowskim czy może za tym, żeby zarządzanie JSW powierzyć po prostu im samym? A może to czysta złość, bo Spółka rozmawia z mocnymi związkami, a nie z „Jednością”? Twierdzą, że związki nie powinny się zajmować polityką kadrową firmy. To pytam się – czym? Celem związków zawodowych od momentu ich powstania była obrona praw pracowniczych, a więc płacy i pracy – czyli stanowisk i odpowiedniej wypłaty. A oni, że nie, bo nikt ich o zdanie nie pyta. Dziecinne.

Dlaczego tak marnie wyglądają działania „Jedności” we wszystkich – w sumie – kopalniach? Odpowiedź również znajdujemy w biuletynie. W normalnym, silnym związku zawodowym przewodniczący załatwia, rozmawia, wysłuchuje. Jeździ do Jastrzębia, porusza się po kopalni. Jednym słowem: działa! A w „Jedności”? Parzy kawę, obsługuje ksero, drukuje biuletyny, robi wszystko, by nie wychodzić z biura. Wtedy musiałby coś naprawdę zrobić. Na myśl mu nie przyjdzie zorganizowanie sobie pomocy – „przecież jestem taki zaradny”… Tak, to niemoralne! Skandal, by w biurze związku zrzeszającego tysiąc osób pracowały 2 osoby. Ja mam 100 i chcę tyle samo. Należy mi się. A jeśli nie, to zabrać reszcie!

Przejście pracowników SiG do JSW, to nie ich dzieło. „Solidarność” chwali się tym osiągnięciem. W SiG-u wszyscy wiedzą, komu zawdzięczają przejście do Spółki, więc zapisują się do „Solidarności”! Skandal! Przecież „Jedności” też coś się należy. Jak w komunizmie, wszystkim po równo, sprawiedliwie. Palcem nie kiwnąłem, nigdzie nie pojechałem, telefonu nawet nie wykonałem, tylko grzecznie w biurze siedziałem. Prawidłowo. Tak jak trzeba. I dlaczego oni nie chcą zapisywać się do mnie? Przecież biuletyn wydany, SMS wysłany i nic… Żadnej sprawiedliwości. To napiszę o tym i wyżalę się wszystkim. Tak właśnie powstaje kolejny biuletyn informacyjny „Jedności”.

Wreszcie udało wam się znaleźć niszę, gdzie postanowiliście się wykazać: innowacyjne bezpieczeństwo na kopalni i 28 stopni Celsjusza – rak krtani od spalin z kolejek podziemnych. W czasie, gdy większość załogi marzy o dodatkowych kolejkach na dole, pokonując kilometry do swoich miejsc pracy, wy myślicie, jak to zrobić, żeby się wszystkich kolejek pozbyć. Gdyby tak któryś z was kiedykolwiek naprawdę pracował na dole, to znałby podstawową zasadę transportu kopalnianego: lepiej ch…owo siedzieć, niż wygodnie iść. Ale rozumiemy, coś musieliście zrobić. Szkoda, że jak zwykle bezmyślnie i bez efektu.

Naprawdę, koledzy, aż tak nisko upadliście?! Huczny start 10 lat temu, widowiskowe akcje protestacyjne, ulotki, plucie na wszystkich, obmawianie i wmawianie, że tylko wy, jako jedyni w tej krainie jastrzębskiego bezprawia, reprezentujecie związkową sprawiedliwość i godność… Tęgie miny na wiecach, referenda pod bramą (co z tego, że nic nie wnoszące?)… W zamian takie niedocenienie wśród załogi. Ale żeby jeszcze o tym pisać i to tak otwarcie?

Dziękujemy. Naprawdę, takiej reklamy naszej skuteczności się nie spodziewaliśmy. Sami nie zrobilibyśmy tego lepiej. I prosimy o więcej. Z przyjemnością się czyta o tym, że mamy realny wpływ na los naszego miejsca pracy, naszej załogi i naszych członków. A jeśli takie pochwały padają ze strony nieprzychylnego nam konkurencyjnego związku zawodowego, to czegóż chcieć więcej? Doceniliście naszą skuteczność. Teraz zrozumcie swoją niemoc. I zacznijcie działać na rzecz swoich członków, bo może się okazać, że napisaliście im zaproszenia do nas.

Rekin